sobota, 16 kwietnia 2016

Rozdział 3

Joe podszedł do mnie i zabrał kartkę, na której znajdował się tekst mojej piosenki. Na jego twarzy ujrzałam cień uśmiechu, spojrzał na mnie, nabrał powietrza i zrobił to czego bym się nie spodziewała, zaczął śpiewać moją piosenkę. Po chwili również i ja przyłączyłam się do niego, to było niesamowite. Czułam się jakby nikogo oprócz nas nie było, co prawda miałam na razie tylko kawałek piosenki, ale zaśpiewanie z nim tego skrawka, było cudowne. Skończył, a ja dośpiewałam ostatnią linijkę piosenki wpatrując się wprost w jego piękne czekoladowe tęczówki:
-But please don't catch me... - gdy skończyliśmy usłyszeliśmy głośne brawa, które zafundowała nam reszta klasy. Speszyłam się trochę, co od razu było widać po mojej twarzy, na której zagościły dwa czerwone rumieńce.
-To było świetne - podszedł do nas podekscytowany Pan Jones. Spojrzałam na niego zamglonymi oczami, tak tak ja nadal nie bardzo kontaktowałam z rzeczywistością.
-Zostańcie oboje po lekcji - po jego słowach wywnioskowałam, że nic dobrego nie świadczą. Usiadłam do ławki, dopadła mnie taka wena, że do końca lekcji skończyłam całą te piosenkę. Ciągle czułam na sobie wzrok Joe, co niesamowicie mnie krępowało. Co ten człowiek ze mną robi. Po dzwonku chciałam szybko wyjść, może tak uniknęłabym zostania po lekcji, jednak jak to na mojego profesjonalnego pecha przystało - nie udało mi się.
-Mógłby Pan szybko mówić, szczerze mówiąc trochę mi się spieszy - ale ze mnie kłamca, nigdzie mi się nie spieszyło.
-U nas w szkole co roku wystawiamy jeden musical, i tak pomyślałem... - wiedziałam co się szykuje, dlatego nie mogłam pozwolić mu skończyć.
-Nie ma takiej możliwości - powiedziałam jak najszybciej. Skierowałam swój wzrok na Joe, który stał i się nie odzywał, chyba analizował każde za i przeciw jakie mógł wyrazić.
-Podniesie wam to zachowanie, będziecie mieć lepsze oceny z muzyki, proszę was oprócz waszej dwójki, nie mamy tu nikogo kto umiałby śpiewać - jakoś jego błagania mnie nie wzruszały, doskonale wiedziałam czego chce, a wystąpienie w tej szopce nie było tym.
-Zastanowimy się - słucham?! Czy ja dobrze usłyszałam, czy on powiedział że ,,MY" się zastanowimy. Ja nie mam nad czym się zastanawiać. Jedyne co rzuciło mi się w oczy, to moment w którym Joe brał od nauczyciela kartki z tekstami piosenek. Wyszłam z tej sali nie czekając już na niego. Może i umiem śpiewać, ale wystąpienie przed całą szkołą nie wchodzi w grę! Szłam wściekła, przez co moje tempo tylko wzrastało.
-Demi czekaj! - krzyknął, podbiegając do mnie. Był cały zdyszany, na początku było mi go żal, ale jak przypomniało mi się na co się zgodził, od razu mi przeszło.
-Dlaczego nie chcesz spróbować? Masz niesamowity głos - uśmiechnął się, a to spryciarz, chciał mnie tak przekonać, ale nie ze mną te numery.
-Nie ma mowy, nie wystąpię przed wszystkimi, do tego jeszcze rodzice, nauczyciele, spaliłabym się ze wstydu - protestowałam.
-Proszę - wepchnął mi do ręki teksty piosenek, które mielibyśmy razem śpiewać.
-Powiedziałam, że nie wystąpię - byłam niesamowicie zła, czy on nie rozumie?
-Zastanów się o nic więcej Cię nie proszę. A tak przechodząc do innego tematu, miałabyś ochotę wyjść dziś do jakiegoś klubu? Wzięłabyś koleżankę, ja wezmę mojego przyjaciela - uśmiechnął się słodko, ukazując równiutki rządek białych zębów. Był jedną z tych osób, których uśmiech było widać, aż w oczach, przez co był jeszcze bardziej uroczy.
-Dobrze - sama nie wierzyłam w to co powiedziałam, nie lubię imprez, są straszne. Ale o tym już wspominałam. Poczułam jak składa pocałunek na moim policzku.
-Będę po was o 19 - uśmiechnął się ponownie i odszedł, a ja jak to na mnie przystało znów spaliłam buraczka. W drodze do domu postanowiłam, że zadzwonię do Caroline, bo kogo innego mam wziąć ze sobą jak nie moją brunetkę.
-Halo - jej głos był już nieco mniej zaspany, ale ja nadal jej nie rozumiem serio woli się wyspać i znów mieć nieobecność? Jak tak dalej pójdzie to nie zda przez frekwencję.
-Mam do Ciebie pytanie.
-Mam nadzieję, że to coś ważnego - wyraźnie słyszałam jak ziewa do telefonu.
-Ja chciałam zapytać, właściwie to chodzi mi o, no bo wiesz - nie mogłam się wysłowić, nigdy nie prosiłam ją żeby poszła ze mną na imprezę. Zawsze to ona naciskała, a ja odmawiałam. A co będzie jeżeli ona mi teraz odmówi?
-Wysłów się wreszcie - ponaglała mnie.
-Pójdziesz ze mną dziś na imprezę ? - szybko wydusiłam z siebie te parę słów.
-Ty tak poważnie?
-Jak najbardziej.
-Będę u Ciebie za pół godziny - słyszałam jeszcze jak szybko zrywa się z łóżka.

Tak jak powiedziała tak też zrobiła, nie minęło nawet 30 minut, a ja wraz z Care siedziałam u mnie w pokoju.
-Co Cię nakłoniło do chęci imprezowania? Demi to nie w twoim stylu - wiedziałam, że w końcu o to zapyta. Ta dziewczyna znała mnie, aż za dobrze.
-Joe mnie zaprosił, i powiedział żebym wzięła przyjaciółkę.
-Joe? Nie było mnie jeden dzień, a tu już takie rewelacje. No Demetrio widzę, że nareszcie zachowujesz się jak na nastolatkę przystało - uśmiechnęła się do mnie, i weszła wprost do mojej garderoby.
Przygotowania do wyjścia niesamowicie mi się dłużyły, nie wiem po co mamy robić taki makijaż, i ubierać się jak na jakieś przyjęcie. Po około 2 godzinach usłyszałam dzwonek do drzwi. Wraz z moją przyjaciółką zeszłyśmy na dół. Caroline wyglądała przepięknie, jak zawsze postawiła na swoje atuty, założyła sukienkę, która była ultra krótka, ledwo co zakrywała jej pośladki. Pokręcone włosy i mocny makijaż, tylko dodawały jej uroku. Ja za to, nie chciałam się tak stroić i mimo licznych protestów mojej przyjaciółki ubrałam leginsy, buty na szpilce i crop top. Włosy tylko rozczesałam, więc były delikatnie falowane, do tego mocniejszy makijaż oczu i byłam gotowa do wyjścia. Nie potrzebowałam tej całej super otoczki.
-Mamo wychodzę, nie wiem o której wrócę - krzyknęłam dosyć głośno, ponieważ moja rodzicielka znajdowała się na piętrze.
-Tylko wróć tak, żebyś dała radę pójść do szkoły - po jej słowach przewróciłam oczami, i wyszłam. Przed domem stał Joe, jak zawsze wyglądał zjawiskowo. Obok niego miejsce zajmował człowiek, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Zachwycił mnie, był równie przystojny co mój Joe. Miał na sobie czarne spodnie, szarą koszulkę i czarną skórzaną kurtkę. Jego włosy były czarne, dzięki czemu idealnie kontrastowały z lazurowymi oczami.
-Witaj jestem David, Ty zapewne jesteś Demi, a Ciebie ślicznotko nie kojarzę - zwrócił się do Care, widziałam iskierki w jej oczach, to mogło znaczyć tylko jedno - on jej się podoba !
Jechaliśmy w ciszy, stop mała poprawka. Ja i Joe się nie odzywaliśmy, za to Care i David ciągle nawijali, złapali wspólny język, mają podobne zainteresowania, więc może nawet coś z tego będzie. Nawet nie wiem kiedy, a już byliśmy pod klubem. Gdy weszliśmy przypomniałam sobie czemu nie cierpię takich miejsc, już od wstępu widziałam masę pijanych osób, nie wspominając już o tych, które brały coś dodatkowego. Od razu poszłam w stronę baru, jedyna opcja, żebym się nieco wyluzowała to napicie się czegoś i to w wielkich ilościach. Może jak zacznę przypominać tych wszystkich ludzi tu, to przestanę myśleć o tym jacy są żenujący. Zamówiłam jednego drinka, zaraz później kolejnego i następnego.
-Chodź zatańczymy, starczy Ci już tego picia - Joe pociągnął mnie na parkiet, a ja już pod wpływem wypitego alkoholu zaczęłam się dobrze bawić. Wyginałam się w rytm muzyki, co chwila ocierałam się o Joe, ale to przecież nie moja wina, sam zaciągnął mnie do tańca. W końcu po paru szybkich kawałkach muzyka zwolniła, a ja znalazłam się w jego ramionach. Kołysaliśmy się powoli w rytm muzyki, patrzyłam wprost w jego oczy. Wtedy zamiast rozkoszować się chwilą zastanawiałam się co robił przez pół wieczora, chodzi mi o te pół wieczora, które przesiedziałam przy barze.
-Muszę wyjść, duszno mi - oczywiście wcale tak nie było, ale na samą myśl, że mógł się zabawiać z jakąś niunią odechciało mi się przebywać z nim. Nie to, że byłam zazdrosna, nie myślcie sobie, ja po prostu się brzydziłam kto wie, gdzie on te ręce trzymał. Oczywiście do niego to nie dotarło i poszedł ze mną.
-Chodź odprowadzę Cię do domu.
-Jesteś pijany i chcesz prowadzić?
-Powiedziałem odprowadzę, a nie odwiozę - nie odzywałam się nic, przytaknęłam i poszliśmy. Droga ponownie minęła nam w ciszy, każde myślało o czymś innym. Nie cierpię takich sytuacji. W końcu po drodze tortur dotarliśmy pod mój dom.
-To ja już pójdę - już chciałam wejść, gdy złapał mnie za rękę.


piątek, 8 kwietnia 2016

Rozdział 2

Chodziliśmy po szkole, oprowadzałam go krótko opisując każde pomieszczenie, byłam niesamowicie zażenowana, ręce trzęsły mi się z nerwów, głos drżał. A on się nic nie odzywał, nawet nie przytakiwał, sam był średnio zainteresowany. Wyszliśmy na dwór, teraz czas pokazać mu zewnętrzną część naszej szkoły, boisko, bieżnia.
-Gdzie tu mogę zapalić? - odezwał się pierwszy raz odkąd szliśmy razem.
-Chodź - odruchowo pociągnęłam go za rękę, jednak w przeciągu sekundy puściłam ją. Poczułam się ponownie niesamowicie głupio. Prowadząc go za szkołę w mojej głowie znajdowało się coraz więcej myśli, pytań i wszystkie dotyczyły jego osoby. Nie miałam pojęcia kim jest, jak się tu znalazł, na ile u nas zagości, czy ma rodzeństwo - dosłowna pustka.
-Tutaj możesz spokojnie zapalić - oparłam się o mur, i przyglądałam się każdemu ruchowi jaki wykonywał, czułam się głupio ale co miałam robić? Patrzeć na chmurki?
-Chcesz ? - wyciągnął w moją stronę paczkę czerwonych Marlboro. Teraz miałam dylemat, no bo generalnie nie paliłam, ale z drugiej nie chciałam wyjść na jakąś gówniarę czy też taką przykładną. Po długiej walce z samą sobą, postanowiłam trzymać się swoich przekonań. Wzięłam głęboki wdech i praktycznie niesłyszalnie powiedziałam:
-Nie dziękuje, nie palę - spuściłam głowę, żeby nie widzieć jego reakcji.
-Rozumiem - nie tego się spodziewałam, schował paczkę i sam zaczął palić. Nie odzywałam się do niego, nie wiedziałam o czym moglibyśmy rozmawiać. To była jedna  z tych krępujących sytuacji, zdecydowanie.
-Mogę Cię o coś zapytać? - uniosłam niepewnie wzrok, musiałam przerwać jakąś te ciszę, a na nic lepszego nie wpadłam.
-Jasne, nie krępuj się - zaciągnął się i dmuchnął wprost w moją stronę, na szczęście był wiatr i nie osmrodził mnie.
-Czemu nosisz okulary? Przecież tutaj nie ma słońca? - byłam niesamowicie tego ciekawa odkąd tylko go zobaczyłam.
-Dobre pytanie - zsunął okulary, a moim oczom ukazały się piękne brązowe tęczówki, które idealnie zgrywały się z jego ciemniejszą karnacją. Oprócz tego zobaczyłam też spore limo, pod lewym okiem.
-Jak widzisz na razie to rzecz konieczna, małe nieporozumienie w klubie - ponownie wsunął okulary na nos. Wcale mi się to nie podobało, chciałam móc jeszcze popatrzeć w te oczy, wydawały się takie prawdziwe.
-Mam pomysł, siadaj - wskazałam stary fotel, który stał za szkołą już od wielu lat. Tutaj siedziała elita, gdy wychodzili się dotlenić. Posłusznie usiadł, a ja z torebki wyjęłam puder i podkład.
-O nie, nie. Co to, to nie - od razu zaprotestował, chciał wstać ale pchnęłam go lekko i znów siedział, ja taki siłacz.
-Spokojnie jak Ci się nie spodoba, to mam mokre chusteczki więc będziesz mógł zmyć - w końcu przestał protestować. Siedział spokojnie i kończył palić papierosa. Stałam nad nim i nakładałam cienką warstwę podkładu, było mi trochę nie wygodnie, ale narzekać jakoś bardzo nie będę.
-Siadaj, bo Ci chyba nie wygodnie - pociągnął mnie tak, że siedziałam z rozszerzonymi nogami na jego kolanach, twarz miałam skierowaną wprost na niego. Czułam się trochę niezręcznie, ale mimo wszystko sytuacja, w której aktualnie się znajdowałam bardzo mi odpowiadała. Wzięłam głęboki wdech i kontynuowałam swoją pracę. Zajęło mi to może z niecałe 10 minut, a efekt był powalający.  Po siniaku nie było nawet śladu, a całość idealnie zgrała się z odcieniem skóry Joe.
-Proszę - podałam mu lusterko, byłam ciekawa jak zareaguje na efekt mojej pracy.
-Nie wierzę,
-Aż tak źle? - siedziałam nadal na jego kolanach i wpatrywałam się wprost w jego oczy. Nie była pewna, czy to jego ,,nie wierzę" miało znaczyć, wow jest świetnie czy o nie co Ty mi zrobiłaś.
-Jest świetnie dziękuje - ucieszył się jak małe dziecko, obdarował mnie wielkim buziakiem w policzek.
-Widzisz teraz już nie potrzebujesz okularów - uśmiechnęłam się i wstałam, pochowałam wszystkie kosmetyki.
-Musimy chyba już iść, w końcu się zorientują jak to moje oprowadzenie wygląda, a wtedy będzie że już pierwszego dnia pokazuje Ci najgorsze zakamarki szkoły - spojrzałam na niego, jego wyraz twarzy był tajemniczy i nic nie dało się z niego wyczytać. Niby taki ucieszony, ale też tajemniczy, mroczny. Nie wiem nie umiem określić tego jednym słowem.
-Idziesz? - spytałam odwracając się w jego stronę. Podszedł do mnie i ruszyliśmy. Więc wycieczki część druga. Teraz pokazywałam mu nasze boisko, bieżnie, generalnie część zewnętrzną szkoły.
-To chyba tyle, jeżeli chodzi o naszą wycieczkę - odwróciłam się do niego. Staliśmy na środku boiska, patrzyliśmy sobie w oczy. Poczułam jak na moją  twarz wkradają się dwa rumieńce, zawstydzał mnie, i to strasznie. Był straszny wiatr przez co moje włosy zakryły całą moją twarz.
-Cholerny wiatr - skomentowałam dosyć głośno po raz kolejny odgarniając niesforne kosmyki z twarzy. Kolejny raz zawiało, a ja już nie miałam ochoty tego poprawiać. Wtedy poczułam czyjąś rękę na moim policzku, czyjąś głupie określenie, w końcu byłam tu tylko z Joe.
-Masz śliczny uśmiech - takiego komplementu bym się nie spodziewała, teraz spaliłam buraka już do końca. Podszedł do mnie bliżej, czułam jak moje ciało płonie od środka, on tylko podszedł, a ja już schodziłam z zachwytu. Oczywiście to nie bajka i musiało coś się wydarzyć usłyszałam dzwonek, i po 20 sekundach na boisko wybiegła rzesza dziewcząt z mojej klasy, jak i z tych starszych, od razu otoczyły Joe, a ja nie miałam ochoty się przeciskać na siłę więc odeszłam. Do końca dnia, oczywiście tego szkolnego została mi ostatnia lekcja, czyli muzyka. Najlepszy przedmiot w tej szkole, i tym razem mówię to na prawdę bez żadnego sarkazmu. Siedziałam w ławce pisząc słowa do nowej piosenki. Czasem miałam takie momenty, w których potrafiłam usiąść i piosenkę napisać w przeciągu parunastu minut. To był jeden z tych momentów, już mam pierwszą zwrotkę:
But you're so hypmotizing
You've got me laughing while I sing
You've got me smiling in my sleep
And I can see this unraveling
Your love is where I'm falling
But please don't catch me...

Zapewne bym skończyła ją do końca, gdyby nie to że ktoś przekuwał mnie wzrokiem. Uniosłam głowę i nad sobą zobaczyłam mojego ukochanego nauczyciela.
-Piękna piosenka, zaśpiewasz nam.
-Nie koniecznie - spuściłam głowę, z doświadczenia wiem że patrzenie na kogoś prowokuje to, że dalej będzie Cię męczył abyś uległa.
-To nie było pytanie, już - wiedziałam, że nie wygram z nim dlatego wzięłam kartkę i wyszłam na środek.
-Niestety mam tylko parę linijek, bo ktoś nie pozwolił mi dokończyć - spojrzałam wrogo na mojego nauczyciela. Spojrzałam na klasę, najgorsze było to, że w pierwszej ławce na przeciwko mnie siedział Joe! Ręce automatycznie zaczęły mi się trząść, głos drżał.
-Nie ja chyba nie dam rady - wypuściłam powietrze z płuc. Wtedy stało się coś dziwnego. Coś, czego nigdy w życiu bym się nie spodziewała.