piątek, 8 kwietnia 2016

Rozdział 2

Chodziliśmy po szkole, oprowadzałam go krótko opisując każde pomieszczenie, byłam niesamowicie zażenowana, ręce trzęsły mi się z nerwów, głos drżał. A on się nic nie odzywał, nawet nie przytakiwał, sam był średnio zainteresowany. Wyszliśmy na dwór, teraz czas pokazać mu zewnętrzną część naszej szkoły, boisko, bieżnia.
-Gdzie tu mogę zapalić? - odezwał się pierwszy raz odkąd szliśmy razem.
-Chodź - odruchowo pociągnęłam go za rękę, jednak w przeciągu sekundy puściłam ją. Poczułam się ponownie niesamowicie głupio. Prowadząc go za szkołę w mojej głowie znajdowało się coraz więcej myśli, pytań i wszystkie dotyczyły jego osoby. Nie miałam pojęcia kim jest, jak się tu znalazł, na ile u nas zagości, czy ma rodzeństwo - dosłowna pustka.
-Tutaj możesz spokojnie zapalić - oparłam się o mur, i przyglądałam się każdemu ruchowi jaki wykonywał, czułam się głupio ale co miałam robić? Patrzeć na chmurki?
-Chcesz ? - wyciągnął w moją stronę paczkę czerwonych Marlboro. Teraz miałam dylemat, no bo generalnie nie paliłam, ale z drugiej nie chciałam wyjść na jakąś gówniarę czy też taką przykładną. Po długiej walce z samą sobą, postanowiłam trzymać się swoich przekonań. Wzięłam głęboki wdech i praktycznie niesłyszalnie powiedziałam:
-Nie dziękuje, nie palę - spuściłam głowę, żeby nie widzieć jego reakcji.
-Rozumiem - nie tego się spodziewałam, schował paczkę i sam zaczął palić. Nie odzywałam się do niego, nie wiedziałam o czym moglibyśmy rozmawiać. To była jedna  z tych krępujących sytuacji, zdecydowanie.
-Mogę Cię o coś zapytać? - uniosłam niepewnie wzrok, musiałam przerwać jakąś te ciszę, a na nic lepszego nie wpadłam.
-Jasne, nie krępuj się - zaciągnął się i dmuchnął wprost w moją stronę, na szczęście był wiatr i nie osmrodził mnie.
-Czemu nosisz okulary? Przecież tutaj nie ma słońca? - byłam niesamowicie tego ciekawa odkąd tylko go zobaczyłam.
-Dobre pytanie - zsunął okulary, a moim oczom ukazały się piękne brązowe tęczówki, które idealnie zgrywały się z jego ciemniejszą karnacją. Oprócz tego zobaczyłam też spore limo, pod lewym okiem.
-Jak widzisz na razie to rzecz konieczna, małe nieporozumienie w klubie - ponownie wsunął okulary na nos. Wcale mi się to nie podobało, chciałam móc jeszcze popatrzeć w te oczy, wydawały się takie prawdziwe.
-Mam pomysł, siadaj - wskazałam stary fotel, który stał za szkołą już od wielu lat. Tutaj siedziała elita, gdy wychodzili się dotlenić. Posłusznie usiadł, a ja z torebki wyjęłam puder i podkład.
-O nie, nie. Co to, to nie - od razu zaprotestował, chciał wstać ale pchnęłam go lekko i znów siedział, ja taki siłacz.
-Spokojnie jak Ci się nie spodoba, to mam mokre chusteczki więc będziesz mógł zmyć - w końcu przestał protestować. Siedział spokojnie i kończył palić papierosa. Stałam nad nim i nakładałam cienką warstwę podkładu, było mi trochę nie wygodnie, ale narzekać jakoś bardzo nie będę.
-Siadaj, bo Ci chyba nie wygodnie - pociągnął mnie tak, że siedziałam z rozszerzonymi nogami na jego kolanach, twarz miałam skierowaną wprost na niego. Czułam się trochę niezręcznie, ale mimo wszystko sytuacja, w której aktualnie się znajdowałam bardzo mi odpowiadała. Wzięłam głęboki wdech i kontynuowałam swoją pracę. Zajęło mi to może z niecałe 10 minut, a efekt był powalający.  Po siniaku nie było nawet śladu, a całość idealnie zgrała się z odcieniem skóry Joe.
-Proszę - podałam mu lusterko, byłam ciekawa jak zareaguje na efekt mojej pracy.
-Nie wierzę,
-Aż tak źle? - siedziałam nadal na jego kolanach i wpatrywałam się wprost w jego oczy. Nie była pewna, czy to jego ,,nie wierzę" miało znaczyć, wow jest świetnie czy o nie co Ty mi zrobiłaś.
-Jest świetnie dziękuje - ucieszył się jak małe dziecko, obdarował mnie wielkim buziakiem w policzek.
-Widzisz teraz już nie potrzebujesz okularów - uśmiechnęłam się i wstałam, pochowałam wszystkie kosmetyki.
-Musimy chyba już iść, w końcu się zorientują jak to moje oprowadzenie wygląda, a wtedy będzie że już pierwszego dnia pokazuje Ci najgorsze zakamarki szkoły - spojrzałam na niego, jego wyraz twarzy był tajemniczy i nic nie dało się z niego wyczytać. Niby taki ucieszony, ale też tajemniczy, mroczny. Nie wiem nie umiem określić tego jednym słowem.
-Idziesz? - spytałam odwracając się w jego stronę. Podszedł do mnie i ruszyliśmy. Więc wycieczki część druga. Teraz pokazywałam mu nasze boisko, bieżnie, generalnie część zewnętrzną szkoły.
-To chyba tyle, jeżeli chodzi o naszą wycieczkę - odwróciłam się do niego. Staliśmy na środku boiska, patrzyliśmy sobie w oczy. Poczułam jak na moją  twarz wkradają się dwa rumieńce, zawstydzał mnie, i to strasznie. Był straszny wiatr przez co moje włosy zakryły całą moją twarz.
-Cholerny wiatr - skomentowałam dosyć głośno po raz kolejny odgarniając niesforne kosmyki z twarzy. Kolejny raz zawiało, a ja już nie miałam ochoty tego poprawiać. Wtedy poczułam czyjąś rękę na moim policzku, czyjąś głupie określenie, w końcu byłam tu tylko z Joe.
-Masz śliczny uśmiech - takiego komplementu bym się nie spodziewała, teraz spaliłam buraka już do końca. Podszedł do mnie bliżej, czułam jak moje ciało płonie od środka, on tylko podszedł, a ja już schodziłam z zachwytu. Oczywiście to nie bajka i musiało coś się wydarzyć usłyszałam dzwonek, i po 20 sekundach na boisko wybiegła rzesza dziewcząt z mojej klasy, jak i z tych starszych, od razu otoczyły Joe, a ja nie miałam ochoty się przeciskać na siłę więc odeszłam. Do końca dnia, oczywiście tego szkolnego została mi ostatnia lekcja, czyli muzyka. Najlepszy przedmiot w tej szkole, i tym razem mówię to na prawdę bez żadnego sarkazmu. Siedziałam w ławce pisząc słowa do nowej piosenki. Czasem miałam takie momenty, w których potrafiłam usiąść i piosenkę napisać w przeciągu parunastu minut. To był jeden z tych momentów, już mam pierwszą zwrotkę:
But you're so hypmotizing
You've got me laughing while I sing
You've got me smiling in my sleep
And I can see this unraveling
Your love is where I'm falling
But please don't catch me...

Zapewne bym skończyła ją do końca, gdyby nie to że ktoś przekuwał mnie wzrokiem. Uniosłam głowę i nad sobą zobaczyłam mojego ukochanego nauczyciela.
-Piękna piosenka, zaśpiewasz nam.
-Nie koniecznie - spuściłam głowę, z doświadczenia wiem że patrzenie na kogoś prowokuje to, że dalej będzie Cię męczył abyś uległa.
-To nie było pytanie, już - wiedziałam, że nie wygram z nim dlatego wzięłam kartkę i wyszłam na środek.
-Niestety mam tylko parę linijek, bo ktoś nie pozwolił mi dokończyć - spojrzałam wrogo na mojego nauczyciela. Spojrzałam na klasę, najgorsze było to, że w pierwszej ławce na przeciwko mnie siedział Joe! Ręce automatycznie zaczęły mi się trząść, głos drżał.
-Nie ja chyba nie dam rady - wypuściłam powietrze z płuc. Wtedy stało się coś dziwnego. Coś, czego nigdy w życiu bym się nie spodziewała.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz