niedziela, 15 maja 2016

Rozdział 5

Otworzyłam oczy, rozejrzałam się po pokoju, do którego przez odsłonięte okno wpadały drażniące moje spojówki, promienie słoneczne. Był już ranek, musiałam przeleżeć na tej podłodze całą noc. Przypomniałam sobie, że już dziś o godzinie 14 mam swoją wielką chwilę. Podniosłam się szybko co nie było, zbyt dobrym rozwiązaniem.
-Kurwa - zaklęłam łapiąc się za głowę, od razu ponownie zsunęłam się po ścianie. Rozejrzałam się dookoła, na podłodze były smugi krwi, gdzieś pod ścianą leżała zakrwawiona żyletka. Na podłodze leżał mój telefon, wyciągnęłam się delikatnie i jakimś cudem udało mi się go złapać. Spojrzałam na wyświetlacz, który ukazywał godzinę 10, zdenerwowałam się bo przecież o 12 musiałam być już w szkole. Ponownie podjęłam próbę wstania, tym razem zakończyła się sukcesem. Cały pokój, był dosłownie postawiony do góry nogami. Książki, zeszyty, ciuchy walały się po podłodze. Na stoliku leżała przezroczysta folijka, w której było jeszcze trochę białego proszku. Musiałam po prostu jeszcze raz, ostatni. Wczoraj czułam się taka szczęśliwa, zapomniałam o problemach. To było cudowne, dawno nie byłam w tak świetnym stanie. Postanowiłam wciągnąć jeszcze jedną kresę, jednak zrobię to przed wyjściem, żeby w szkole jak i na tym cholernym przedstawieniu mieć lepszy humor. Zaczęłam ogarniać pokój, tak żeby było chociaż jak przejść. Założyłam na siebie bluzę z długim rękawem. W końcu musiałam iść do łazienki umyć rękę, która dosłownie była do łokcia ubrudzona krwią. Wcześniej jeszcze schowałam żyletkę do portfela, tak żeby na pewno nikt jej nie znalazł. Włożyłam rękę pod zimną wodę, żeby aż tak nie szczypało. Nawet nie miałam zamiaru nic odkażać, bo po co? Zeszłam na dół, wziąć z lodówki energetyka. Na kanapie siedziała moja matka, twarz miała schowaną w dłoniach. Nie miałam ani zamiaru, ani ochoty z nią rozmawiać. Jednak, gdy ta mnie zauważyła miała nieco inne plany.
-Demi, ja nie wiem co we mnie wstąpiło, przepraszam - stała za mną, a ja dosłownie ją olewałam.
-Demi do cholery odezwij się do mnie - ponownie z mojej strony, żadnego odzewu.
-Demetrio ! - krzyknęła łapiąc mnie za rękę i odwracając w swoją stronę.
-Daj mi spokój! Nie mamy o czym rozmawiać! W końcu jestem tylko zwykłym gówniarzem, a i nie fatyguj się, nie musisz dzisiaj być na występie. Albo inaczej, ja nie chcę nawet żebyś tam była, nie pokazuj mi się na oczy - ostatnie zdanie powiedziałam spokojnie. Po co miałam marnować siłę i głos, na kogoś kto nie był tego wart.
-Demi ja chce być, to twój debiut - w jej oczach zbierały się łzy, ale nie bardzo mnie to ruszało.
-Chcesz być żeby mnie zobaczyć, czy może żeby znaleźć sobie kolejnego mojego kolegę do zabawy? Daj spokój i nie wysilaj się - ominęłam ją, pijąc wcześniej wziętego Red Bulla. Weszłam do mojego pokoju, usiadłam w dużym puchowym fotelu. Teraz miała ważniejszy problem, niż użalanie się nad tym jak moja matka mnie traktowała. Musiałam wymyślić, jak skutecznie zamaskować blizny na nadgarstkach. Długi rękaw odpadał na samym początku, ponieważ moja postać, którą gra ma garderobę głównie na krótki rękawek czy też ramiączka. Najbardziej trafnym pomysłem, było założenie takiej ilości bransoletek, żeby to skutecznie zakryć. Założyłam masę gumowych, szmacianych, molinowych bransoletek. Całość wyglądała niesamowicie fajnie, może nawet pomyślę nad tym, żeby zatrzymać je na stałe. Ogarnęłam się, czyli uczesałam włosy, ubrałam się, wzięłam torbę do której włożyłam scenariusz i potrzebne rzeczy. Dosłownie przed wyjściem z domu, na biurku rozłożyłam sobie równą kreskę, która po chwili została przeze mnie pochłonięta.
Gdy dotarłam do szkoły, była tak mniej więcej 11:30, więc jakimś cudem obyło się bez spóźnienia. Wszyscy już byli, weszłam na końcu. Oczywiście dzięki moim wcześniejszym działaniom, mój humor był aż zbyt dobry. Stresu nie czułam w ogóle. Po chwili obok mnie znalazło się parę osób, które zaczęły mnie szykować. Makijaż, fryzura, nawet przynieśli mi ubranie do pierwszej sceny, nie sądziłam że tak profesjonalnie będzie to wyglądało, w końcu to tylko szkolny teatrzyk. Zostało nam może z 10 minut do wyjścia na scenę, wtedy obok mnie pojawił się mój występowy partner wraz z reżyserem, czyli krócej mówią Panem od muzyki.
-W ostatniej scenie dokładamy pocałunek, tak na zapieczętowanie waszej miłosnej historii - powiedział i odszedł, a ja stałam jak wmurowana.
-Co on powiedział? - spytałam nie tracąc dobrego humoru, tak ten towar był najlepszy na świecie, w ogóle nie traciłam mojej radości.
-Że się pocałujemy, to co może mała próba? - powiedział, a w jego oczach dostrzegłam iskierki.
-Możesz pomarzyć, że dotkniesz tych ust przed końcem tego teatrzyku - uśmiechnęłam się i ominęłam go. Pewnie, gdybym nie była w transie, zarumieniłabym się, czyli standardowo burak i wstyd.
-Wchodzicie za 10 sekund - usłyszałam głos jakiejś kobiety. Nabrałam powietrza, wypuściłam i powtórzyłam te czynność jakie 2-3 razy. Wtedy usłyszałam pierwsze nuty melodii do piosenki, którą śpiewałam. Byłam ubrana w zwiewną sukienkę sięgającą delikatnie przed kolano. Wyszłam na scenę i zaczęłam śpiewać.
-How to choose? Who to be? Well, let's see... - najgorsze były tylko te pierwsze dźwięki, później już cała publika zniknęła, czułam się jakbym była sama, więc się rozkręciłam, tak dałam czadu. Zbliżał się koniec piosenki, dlatego nieco uspokoiłam głos i na koniec ledwo słyszalnie wypowiedziałam ostatnie słowa:
-Whooo... who will I be? Who will I be! - na sali rozległy się brawa, wtedy tak jakby cała publika wróciła. Chciałam się uśmiechnąć, ale wiedziałam że nie mogę, pewnie dziwicie się czemu? To było przedstawienie, moja rola nie obejmowała śmiechu. Rozejrzałam się jeszcze po sali, na której nie było mojej matki. Wiem, że jej mówiłam żeby nie przychodziła, ale jako matka powinna! Choćby wbrew mojej woli, ale nie oczywiście po co?
Dalej wszystko szło zgodnie z planem, wraz z Joe odgrywaliśmy nudne scenki, poznaliśmy się, rozmawialiśmy, każde z nas coś zaśpiewało, aż doszło do naszej pierwszej teatralnej kłótni, po niej był czas na moją ulubioną piosenkę, patrzyłam mu prosto w oczy zaczynając śpiewać:
-It's like
He doesn't hear a word I say
His mind is somewhere far away... - to była dosłownie piosenka o nas i wiem to mimo, że mój stan nie jest najlepszy. Wiecie chodzi o ten wewnętrzny, bo mój humor jest nadal w normie. Później dołączył się do mnie Joe, nasze głosy tworzyły jedną zgraną harmonie, pasowały do siebie bardziej niż idealnie. Kończąc piosenkę staliśmy koło siebie trzymając się za ręce:
-But you're the harmony to every song I sing
And I wouldn't change a...
Wouldn't change a thing... - skończyliśmy, ponownie rozległy się brawa. Spojrzałam na niego, wiedzieliśmy że przedstawienie powoli dobiega końca. Co prawda to nie była jeszcze ostatnia scena, ale miałam taką ochotę go pocałować. Już miałam to zrobić, gdy mądry głos w mojej głowie zatrzymał mnie. Zeszłam ze sceny, jako niby zraniona. Joe został sam śpiewając kolejną piosenkę, przyglądałam mu się, gdy grupa ludzi poprawiała mi włosy i makijaż. Reszta przedstawienia minęła niesamowicie szybko, i wtedy był ten moment. Kończyliśmy śpiewać ostatnią piosenkę, ostatnie słowa:
-This moment, it won't be ignored
So why not open up that door
So come on open up that door
It's what we came here for
It's what we came here
We came here for... - teraz już wiedziałam na co jest moment, Joe podszedł do mnie złapał mnie w pół, przyciągnął do siebie, krótko spojrzał w oczy i zatopił się w moich ustach. Początkowo i planowo miał być to krótki buziak, jednak przez nasz, a raczej jego niedosyt zmieniło to się w coś niesamowitego. Oderwaliśmy się od siebie dopiero, gdy zabrakło nam powietrza. Czułam się cudownie, mogłam przenosić góry, to było lepsze niż po tych wszystkich dragach. Uśmiechnęłam się do bruneta i wtedy wyszli na scenę wszyscy aktorzy wraz z reżyserem (Pan Jones), ukłoniliśmy się i zeszliśmy. Przyjmowaliśmy setki gratulacje, wszyscy nagle zrobili się tak fałszywie przyjaźni, nie cierpię takiego zachowania. Joe miał już wcześniej grupkę fanek, ale teraz zrobiło się ich cała masa.
-Odprowadzę Cię - złapał mnie za rękę i wyszliśmy. Cała droga minęła w ciszy, nie puszczał mojej dłoni, ale wcale mi to nie przeszkadzało, bo niby czemu miałoby? Staliśmy pod moimi drzwiami, doskonale wiedziałam co tam zastane, dlatego musiałam zapytać go o jedną ważną rzecz.
-Joe, czy Ty mógłbyś...dać mi jeszcze jedną działkę? - spojrzałam niepewnie w jego zdziwione oczy, które powiększyły się do granic możliwości, wyczekiwałam na odpowiedź jednak, on wcale nie był spieszny mi jej udzielić. 




Witam :) 
Miałam tu już nic nie wstawiać, ale jak zobaczyłam że ktoś czyta to od razu zmieniłam zdanie. Mam nadzieję, że wam się spodoba nowy rozdział. A co do waszych blogów na pewno wpadnę do każdego kto tu wpadnie i zostawi komentarz, czy zainteresuję się opowiadaniem. Wszystko nadrobię w wolnych chwilach :))

1 komentarz:

  1. Przepraszam, że dopiero teraz, ale brakuję mi czasu przez naukę.
    Śliczny gif <3
    Super rozdział. Naprawdę super piszesz i szkoda, że tak mało osób tu zagląda.
    Czekam na ciąg dalszy.
    Buziaczki <3
    Zmykam do nauki.

    OdpowiedzUsuń